„Gram z serducha...” – wywiad z Jackiem Nowakiem (Kat&Roman Kostrzewski)

Fot. Ilona Matuszewska Photography

Są artyści, którzy za wszelką cenę chcą komponować i wykonywać muzykę, która jest ich ulubioną, którą kochają, dla której „dali by się pociąć”, są też muzycy, którzy mają sporo rezerwy do procesu tworzenia, nie próbują naśladować styli czy przechwytywać patentów. W twórczości szukają miejsc, które pozwolą im wyrazić siebie. W sposób konsekwentny idą do przodu, rozwijają się i spełniają w twórczości, która wypływa z Ich wnętrza. Innymi słowy podchodzą do muzyki profesjonalnie. Z pewnością do tej drugiej grupy należy Jacek Nowak, znany także jako „Jacko”, aktualnie perkusista zespołu Kat & Roman Kostrzewski, niegdyś pomysłodawca i jeden z założycieli Virgin Snatch, współpracował m.in. z Markiem Piekarczykiem. To Jego perkusję słyszymy na najnowszym albumie Kat & Roman Kostrzewski „Popiór”.
Jak to jest znaleźć się u boku Legendy? Jakie plany ma zespół? Co czeka nas podczas trasy „Legendy Metalu”; na te i inne pytania odpowiada Jacek „Jacko” Nowak.

Marcin Woszczewski (Stary Metalowiec):
Kilka miesięcy temu zespół Kat & Roman Kostrzewski obwieścił informację o zmianie perkusisty. Fani reagowali różnie. Jedni entuzjastyczne, drudzy mniej… Zdaję sobie sprawę, że takie sytuacje są, co najmniej niezręczne. Jak to wyglądało z perspektywy osoby będącej w samym centrum?

Jacek Nowak (Jacko):
Jeśli chodzi o sytuacje w zespole i powody rozstania się z Irkiem, nie byłem w to wtajemniczony i nie wnikam w szczegóły, bo one mnie nie dotyczą.  To są sprawy, które są za nami i należy się skupić na przyszłości. Nie widzę tu nic niezręcznego. Osobiście nie znam Irka, ale nie widzę przeciwwskazań, żeby się z nim kiedyś wódki nie napić. 

Stary Metalowiec:
W moim odczuciu KAT z późniejszą kontynuacją zawiązaną przez Romana Kostrzewskiego jest wyraźniejszym spadkobiercą dokonań zespołu po roku 2004. Jak Ty poznałeś ten zespół? Śledziłeś losy? Słuchałeś?

Jacko:
Każdy ma swoje zdanie na ten temat. Wrócę do pierwszego pytania. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego tak potoczyły się losy nazwy i czemu jest wokół tego tyle złej energii. 
Nie słuchałem nigdy Kata, nie znałem ich twórczości. Oczywiście wiedziałem, kim są i jaki wpływ mieli na muzykę w Polsce. Nie mniej jednak nie było mi dane poznać twórczości wcześniej. Jakoś tak wyszło. 
Fot. Ilona Matuszewska Photography
Dlatego też nie rozpatruje czy Kat i Roman to prawdziwy zespół czy ten Luczyka itd.  Dla każdego z nich jest miejsce na Polskiej scenie i jestem przekonany, że ludzie chętnie zobaczyliby Piotra Luczyka na koncertach.  
Wiesz, jak ktoś rozmawiał o Kacie przy mnie to jedynym skojarzeniem był Roman Kostrzewski. Generalnie frontman jest najbardziej rozpoznawalny, a skoro tylko on pociągnął  wszystko dalej to odpowiedź jest prosta. Niema Kata bez Romana.  Ale może się mylę....  Ponoć Kat Luczyka wydaje płytę, zatem wyjaśni się wszystko. 

Stary Metalowiec:
Co poczułeś w momencie, gdy padła propozycja dołączenia do Kat i Roman Kostrzewski?

Jacko:
Poczułem ogromne wyróżnienie.  Nie słuchałem ich muzyki, ale wiedziałem, że to wielki zespół z historią.  Potem przyszedł strach czy dam rade. Przecież nie wzięli mnie z ulicy tylko zaprosili na przesłuchanie. Nie znając piosenek to trudne.  Więc włączyłem „Bastarda”. I to był cios.  O co mu chodzi z tymi bębnami.  Te odwracania rytmu, jakieś podbitki. Masakra.  Ale nie mogłem odmówić.  Oczywiście pomoc Jacka Hiro była bezcenna. Nie myślcie, że on mi te robotę zaklepał. On zgłosił jako jednego z kilku.  Żadnych znajomości.  Natomiast jak już dostałem ta robotę, Jacek poświęcił dużo czasu, żeby pomóc mi zrozumieć formy numerów. Tak. Je trzeba też zrozumieć, nie tylko nauczyć się na pamięć. 

Stary Metalowiec:
Doświadczenie… Każdy ma jakiś bagaż doświadczeń mniejszy lub większy… Twój na pewno jest spory… niemniej jednak, jak to się przekłada na Kat i R.K.? Wykorzystujesz bagaż, czy nabierasz nowych doświadczeń?

Jacko:
Doświadczenie, jakie mam to gra w Virgin Snatch od początku i wcześniej z Piekarczykiem. 
Na pewno się to przekłada. Setki koncertów, może więcej daje więcej niż lata w salce ćwicząc jakieś bzdurne paradidle. A teraz doświadczam nowego i na tym się skupiam.

Stary Metalowiec:
Przysłuchując się perkusji na „Popiórze” mam wrażenie, że wniosłeś do tego wydawnictwa dużo świeżości i coś takiego, co często nazywamy „jadem”. Jak powstawał materiał z perspektywy perkusisty?

Jacko:
Powiem tak.  Jestem w zespole i dostałem do wykonania robotę - płytę. I podszedłem do niej po swojemu. Nie mogłem kopiować stylu, bo byłaby to karykatura.  Irek Loth to legenda. Gość stworzył jedne z najlepszych bębnów w metalu. 
Numery były zrobione z zarysami bębnów w kompie.  Ja miałem zagrać po swojemu.  Ja nie kalkuluje, nie szukam najlepszych wersji danej zagrywki, nie wymyślam trzech i więcej patentów.  Gram z serducha to, co czuję. Najwyżej słyszę od kogoś: weź to zmień.  
A, że brzmi świeżo i z jadem to super. Znaczy, że pasuje do reszty i jest częścią całości. Tak pojmuje granie.  Ma być monolit. 

Stary Metalowiec:
Legendarny zespół, legenda metalu…, może trochę infantylne, ale myślę, że i nie łatwe pytanie… jak to jest znaleźć się u boku Legendy, w zespole, na którego koncertach słyszymy „nie ma Kata bez Romana”?

Jacko:
Jak to jest?  Jak Myślisz?  Doskonale. Wiele osób chciałoby to poczuć. Mam to szczęście, że wybrano mnie.  Albo inaczej. Swoją pracą przez lata i konsekwencją w wytyczaniu celu znalazłem się u Romana.  Może to brzmi niepoprawnie politycznie, ale tak jest.  Nikt Ci nie da jak sam nie zapracujesz. Gdybym grał tak jak kilka lat temu, to Hiro by mnie nie wskazał jako kandydata,  mimo iż się znamy od lat.  A on na prawdę jest w tej kwestii przej....
Niema litości.

Stary Metalowiec:
Skoro jesteśmy w temacie legend, kolejne pytanie, które na pewno interesuje fanów… Co ciekawego szykuje Kat i Roman Kostrzewski na tą wyjątkową, aczkolwiek krótką trasę „Legendy Metalu”?

Jacko:
Co szykujemy?  Dobre sztuki.  Na razie niema jakiegoś wyjątkowego pomysłu. Myślę, że coś przygotujemy, ale jest jeszcze chwila i temat jest obgadywany.

Stary Metalowiec:
Myślę, że śmiało można powiedzieć, że tworzyłeś Virgin Snatch, zapewne nie tylko ja zastanawiam się, czy nie było Ci żal opuszczać ten zespół?

Jacko:
Ja Virgin Snatch wymyśliłem i stworzyłem wraz z moim przyjacielem Bartkiem „Sponsorem” Nowakiem.
A było to po koncercie, jaki grałem z Markiem Piekarczykiem na zlocie motocyklowym w Zdyni.  Rok chyba 2001.  Była 5 rano, a my ledwo żywi zatrzymaliśmy się na stacji pod Bochnią.  Był z nami wtedy pewien znany basista. Lekki kac zwykle jest inicjatorem pomysłów. I tak też było wtedy.  Zakładamy zespół new metalowy. Dobra.
I tak sie zaczęło.  Kogo na gitarę, na wokal itd. I tak Oley z Proletaryat stał się pierwszym przyjętym członkiem kapeli. Potem Grzesiek na gitarze.  
Czy żal? Wiesz, ja nie opuściłem zespołu z własnej woli. Zostałem z niego wywalony. 
Ale stosunki mam z niektórymi bardzo dobre, z innymi nijakie. Za stary jestem żeby wojować albo bić się o to, która prawda jest bardziej moja, a która bardziej twoja.  Było, minęło i tyle. 
Żal trochę, że nie udało się zrealizować z VS tego, co chciałem i o czym marzyłem.  Ale myślę, że powodem była zbyt duża ilość osób do decydowania. Może zbyt mała determinacja. Nie wiem.  Było minęło. Grają dalej i ja im kibicuje.

Stary Metalowiec:
Wracamy do Kat i R.K.; rozmawiacie już, przymierzacie się do kolejnego wydawnictwa? Jeżeli tak, jak do niego podchodzicie…, co to będzie? Album studyjny, koncertowy a może popularne EP?

Jacko:
Powoli zaczynamy myśleć, co dalej.  Na pewno płyta. Czy uda się po drodze zrobić koncertówkę i dvd czas pokaże. To zależy od wielu czynników. Głównie finansowych.

Stary Metalowiec:
Jesteśmy w połowie 2019 roku… jakie plany ma Kat i Roman Kostrzewski na 2020 rok? Możesz czymś się podzielić z naszymi czytelnikami?

Jacko:
Granie koncertów i płyta. To plan na przyszłość. 

Stary Metalowiec:
Tradycyjne pytanie na koniec… Chodzi mi o pierwszy kontakt z muzyką rockową, metalową… inspiracje… co spowodowało, że wybrałeś taką właśnie drogę? Muzyka metalowego, perkusisty…

Jacko:
Kontakt z muzyką mam od dziecka. Mama była profesorem perkusji i fortepianu.
W domu zawsze coś grało. Ale poważne zainteresowanie to podstawówka.  Pamiętam byłem w I klasie jak w telewizji polskiej pokazywali klip Deep Purple – „Perfect Stangers”. 
I tak zainteresowałem się głębiej tematem.  Wtedy nie było nic.  Potem był rock serwis na Szpitalnej i można tam było kupić teksty piosenek, przegrać VHS z jakimś koncertem itd.  Piractwo na maxa. I mieli Purpli “Scandinavian Nights” i Led Zeppelin “Song remains the same”.  To był szok.  Paice i Bonham.  Potem był Rush i ten genialny Neil Peart.  Metalu raczej nie słuchałem nigdy tak jak koledzy. Metallica, Megadeath, Sepultura, Pantera.  To wszystko.  Nadal nie lubię darcia ryja. Growling mnie doprowadza do drgawek. Blasty to jakieś nieporozumienie,  ale co kto lubi.  Pytasz mnie, więc musze odpowiedzieć. 
Inspiracje, które mam są wynikiem słuchania muzyki. Nigdy nie uczyłem się zagrywek tego czy innego bębniarza.  Grałem piosenki, ale nie studiowałem szczegółów. 
Może przez to, że jestem rockowcem nie metalowcem, gram w taki a nie inny sposób. Nie podchodzę po metalowemu do numerów tylko rockowo na luzie. 
Za każdym razem gram inaczej dany numer. Nie wiem czy kiedykolwiek powtórzyłem jakieś przejście dokładnie. To by nudne było.  Kiedyś Blackmore powiedział ze nie gra solówek tak samo. Zawsze inaczej. Bo gdyby grał tak samo, to, po co grać koncert. Płyta wystarczy.  Rocknroll. 


8 czerwca 2019 r.
---
 \m/Woszczewski (FB: Stary Metalowiec)

Komentarze