Metallica „Ride The Lightning”


Dawno, dawno temu... zakochany w Iron Maiden byłem przekonany, że ta miłość jest na całe życie... ale pewnego dnia, przeglądając kasety u koleżanki na półce, zauważyłem Metallikę... trochę zdziwiony (bo na ogół poruszała się w innych klimatach) zapytałem: słuchasz?
- Trochę, ale jak chcesz, to możesz sobie wziąć...
No i wziąłem... trochę w poczuciu winy, bo przecież kocham Iron Maiden, a Metallica jest dla małolatów (a ja mam przecież prawie 14 lat). No i tak z poczuciem zdrady wysunąłem kasetę do kieszeni "jamnika". Z przelotnej znajomości, to spotkanie przerodziło się w romans (poznałem "Kill' Em All", później miłość ("Master Of Puppets")... aż wzięliśmy ślub. Żyliśmy szczęśliwie do ukazania się "Load". Wówczas zaczęło się psuć między nami... Walczyłem o ten związek, nawet się poprawiło na etapie " S&M" - żyliśmy wspomnieniami... Po "St. Anger" była już separacja. Choć próbowaliśmy ratować ten związek... w Chorzowie w 2004. Niestety "Death Magnetic" przekreślił wszystko - Rozwód!

Teraz jesteśmy przyjaciółmi i dobrze nam z tym... ale nie ukrywam, że często wracam do tych chwil, w których rozkwitała nasza miłość zbudowana na "Ride The Lightning"

15 maja 2020 r.
Stary Metalowiec

Komentarze