Moc prezentów!


30 lat słuchania metalu i tylko raz dostałem kasetę w prezencie. Jeden jedyny raz. Prezent otrzymałem od Mamy, był to „Czarny Album” zespołu Metallica. Nie pamiętam dokładnie, które to były urodziny, ale gdzieś około 15stych. Oczywiście już byłem posiadaczem tego wydawnictwa, nawet dość szczęśliwym, bo to był czas, kiedy Metellica zaczęła kręcić mnie bardziej niż Iron Maiden.
Niestety miałem „bardziej oryginalne” wydanie, więc prezent od Mamy sprzedałem w internacie, (w którym wówczas mieszkałem). Niestety nie udało mi się znaleźć fotki takiego wydawnictwa, pamiętam jedynie, że okładka była czarna z czerwonym napisem METALLICA po przekątnej okładki kasety, dlatego zamieszczam fotkę egzemplarza, którego wówczas byłem posiadaczem i mam po dzień dzisiejszy.  
Tak, wówczas byłem trochę zawiedziony, bo byłbym bardziej szczęśliwy gdybym dostał kasetę, której niemiałem (w przypadku Metallicy było już trudno, bo miałem wówczas całą dyskografię), ale np. jakiś koncert lub inny zespół. No cóż, gdybym wiedział, że przez jakieś dwadzieścia lat nie dostanę, żadnego wydawnictwa muzycznego, to na pewno bym nie sprzedał tej kasety.

Niejednokrotnie znajomi podpytywali, niejednokrotnie sam podpuszczałem i nic. Dostawałem, książki, skarpetki, wódkę, portfele, whisky, koszulki „świeckie” ;) i wiele, wiele innych pierdół. Po rozpakowaniu każdego z tych prezentów, uśmiechałem się dziękowałem, ale gdzieś głęboko byłem zawiedziony, że to nie płyta… Niejednokrotnie za równowartość prezentu można było kupić dwie lub trzy płyty. Na początku na to nie zwracałem, aż takiej uwagi, ale z roku na rok, licząc, że pomysły się skończyły i będzie płyta… wszyscy zaskakiwali mnie oryginalnością.

Zaraz wyjdzie, że jestem jakimś łakomczuchem prezentów i każde swoje imieniny czy urodziny oceniam przez ich pryzmat. Nie otóż doceniam pamięć, szczerość i chęć sprawienia mi przyjemności, ale zamiast drogiego czegoś wolałbym po prostu płytę.   
W sytuacjach, kiedy znajomi pytali, co chciałbym dostać, a sprezentowali mi coś innego, zawsze, ale to zawsze powtarzali, że nie wiedzieli, jaką mi kupić, bo przecież tyle ich mam. Tak to prawda, ale te same tytuły różnią się np. rokiem wydania, rodzajem. Przy odrobinie szczęścia można trafić na limitowane wydawnictwo, albo wzbogacone. Dla mnie każda płyta w obrębie rocka, metalu czy nawet punka będzie cenna i chodźmy miała stanąć obok identycznego egzemplarza to będę się cieszył bardziej niż z najlepszej whisky.
Tutaj macie przykład najbardziej idiotycznego prezentu, jaki otrzymałem, w dodatku od koleżanek z pracy. Przecież tego nawet nie da się sprzedać! Co prawda była przy tym jeszcze wódka z kieliszkami i stojakiem, więc wiec nie wiem na co One liczyły… Wartość całości: co najmniej dwie płyty.
 19 marca 2016 r.

Komentarze