Fumez – w pogoni za białym królikiem do krainy grzechu.


Już dawno, współcześnie działający, zespół nie zrobił na mnie wrażenia takiego jak Fumez, a na pewno nie debiutem. Jak już gdzieś pisałem, dla mnie jest to odkrycie roku 2019. Mam tą przyjemność przesłuchania materiału jeszcze przed premierą, więc mogę się troszeczkę nad Wami poznęcać…

Zespół FUMEZ powstał w 2015 roku w Elblągu. W listopadzie 2016 roku wydał EP, której producentem był Jarek Turbiarz (Golden Life). Grupa współpracowała także z Mistrzem, „Ojcem Polskiego Videoklipu”, Janem „Yachem” Paszkiewiczem, który stworzył im klip do singla „Trzewia”.

Zespół tworzą:
  • Dominik Sienkiewicz – wokal/gitara,
  • Filip Górski – bas,
  • Kacper Górski – perkusja,
  • Łukasz Adamkiewicz – gitara.

„FIRST TO SIN” to pierwsza płyta długogrająca zespołu „Fumez”. Na Krążek składa się 11 utworów, w tym 10 anglojęzycznych i jeden instrumentalny. Album został zarejestrowany w Gdańskim VSG studio.  Produkcji podjął się Jarosław Turbiarz z Golden Life, który gościnnie zagrał gitarowe solo w tytułowym „First to sin”. Materiał ukaże się 20 września 2019 r. W wersji fizycznej będzie do nabycia podczas koncertów oraz poprzez stronę zespołu www.fumez.pl, a także w formie elektronicznej – na wszystkich platformach streamingowych. Premiera „First To Sin” będzie miała miejsce w rodzinnym mieście zespołu – Elblągu.

Fumez to zespół koncepcyjny i z pomysłem na siebie. W warstwie scenicznej/medialnej przyjął sobie aurę obleśnego, obskurnego czy obrzydzającego tworu, który ma walić po oczach obrazami powodującymi wymioty. Kontrastem do tego jest muzyka, która w odsłuchu wydaje się o wiele przyjemniejsza i niewzbudzająca konwulsji. Całość spaja specyficzny, czarny humor. Czy takie zestawienie działa? Tak. Na mnie Ich muzyka podziałała od pierwszego odsłuchu i mogę jej słuchać godzinami – oglądać nie muszę, muzyka broni się sama. Zespół łączy style od rockandrollowego, melodyjnego grania po mroczne odsłony hardcore czy metalu. Wszystkie, ale to wszystkie kompozycje są dopracowane i dopieszczone w najmniejszym detalu. Pieszczota mroczna, brudna, surowa ulokowana w dźwiękach i w charakterystycznym wokalu. To wszystko powoduje, że słuchając ma się wrażenie gonitwy za „białym królikiem”. Muzyka hipnotyzuje i odrealnia. Słuchacz od pierwszych dźwięków, pierwszego utworu tj. „Like It” wkręca się w masochistyczne koło tortur, które łamie go powoli i z dziką rozkoszą. Co prawda „Like It” promuje album, ale nie odsłania wszystkich kart, które czekają na odbiorcę w kolejnych rozdaniach – „biały królik” puszcza jedynie „oczko” w stronę słuchacza. Singiel wręcz owiewa tajemnicą i wzbudza ciekawość, pozostawia niedosyt…
Drugi utwór to jazda bez trzymanki w kierunku źródeł i inspiracji…, to hołd złożony liderowi Motorhead – Lemmiemu Kilmisterowi. „Lemmy” – bo taki ma tytuł, miażdży energią i dynamiką… nad utworem unosi się duch Lemmego, który pokazując środkowy palec, przewrotnie zaprasza dalej…
„Biały królik” zatrzymuje się i zerka na słuchacza mrugając swoimi czerwonymi oczkami, pozwala odpocząć po to, żeby za chwilę w sposób wyrafinowany włączyć swoją wojenną machinę w instrumentalnej kompozycji „War”. Utwór, niczym karabin maszynowy wymierzony w skroń słuchacza, czeka na przeładowanie i oddanie strzału. Bez wątpienia komenda „pal” pada przy „Black Lady Death” – tutaj dopiero się dzieje… kawałek w sposób umiejętnie poukładany z dramaturgią, genialnym solo i świetnych zwrotach. Mroczny, drapieżny i dynamiczny powoduje, że z jednego „białego królika” tworzy się ich armia, która rozbiega się w różnych kierunkach wzbudzając poczucie totalnej uległości wobec muzyki. „Fire” i „Abyss” – zapadają w pamięć i potrafią zamiennie zagnieżdżać się w głowie i dręczyć swoją melodyjnością i energią… wyczuwamy obecność czegoś niezidentyfikowanego, czegoś, co popycha dalej… „gasi światła”, budzi niepokój w „Lights Out” i zimnym oddechem w kark kieruje słuchacza w stronę… tytułowego „grzechu”. „First To Sin” to dynamiczny utwór ze świetnym riffem, ozdobiony solo w wykonaniu Jarosława Turbiarza i zwrotem na zakończenie, który domyka dzieła. „First To Sin” to kompozycja, która rozrywa od środka, zadaje ostatnie ciosy, spychając w przepaść dźwięków, wprost w tryby „masochistycznego koła tortur”, gdzie odbiorca niepostrzeżenie ulega hipnozie i ponownie włącza PLAY w odtwarzaczu udając się w pogoń za „białym królikiem” wprost do „krainy grzechu”.

Podsumowując, Fumez to zespół nietuzinkowy, a „First To Sin” to album niebanalny. Szykuje nam się zespół, na miarę wielu doskonałości, które przybywają do nas z różnych zakątków świata. Fumez przede wszystkim broni się muzyką, ale i zwraca uwagę na siebie pomysłem. Fumez to dojrzałość, pasja tworzenia i zmysł muzycznych poszukiwań, Fumez to umiejętnie czerpanie z inspiracji i energia, która eksploduje wraz z muzyką… Hipnoza dźwięków i magia kompozycji. Fumez to grzeszna „kraina czarów” z własnym „białym królikiem”, którego odnajdziecie w warstwie graficznej. „First To Sin” to album dojrzały, przemyślany i świetnie zrealizowany – ukłon w stronę Producenta.

Lista utworów:
  1. Like It
  2. Lemmy
  3. Last Cigarette
  4. Fuck With My Mind
  5. War
  6. Black Lady Death
  7. Fire
  8. Abyss
  9. Fumes Of Fear
  10. Lights Out
  11. First To Sin

Ocena: 5/5
16 września 2019 r.

Fumez "Like It"

Komentarze