Snowblind "Before I die, I want to"


Tym razem zajmiemy się debiutancką EPką zespołu Snowblind. Jest to katowicko-częstochowska formacja, która swoją muzykę identyfikuje z gatunkami Hard Rock, Grunge. Zabierając się do recenzji dowiedziałem się, że wokalista, który uczestniczył w jej nagraniu odszedł z zespołu i aktualnie trwają poszukiwania jego następcy.

EP „Before I die, I want to” nagrane było w składzie: ex Konrad Jędrak „Kondziu” (wokal), Adrian Klimasz „Hadżi” (gitara), Marcin Wyrczyński „Locke” (bębny), Marcin Kaliński „Kali” (bas). Wydawnictwo ukazało się w 2017 r.
Przy pierwszej styczności z wydawnictwem, a dokładniej z poligrafią zwróciłem uwagę, na brak personaliów. Z ciekawości zajrzałem na stronę zespołu, bo chciałem ustalić czy to kolejna formacja ukrywająca się za maskami i pseudonimami. Ku mojemu zaskoczeniu tam wszystko znalazłem, natomiast z poligrafii nie dowiemy się, kto uczestniczył w nagraniu. Bynajmniej nie znalazłem. Domyślam się, że jest to małym niedopatrzeniem, bo nic nie wskazuje na zamysł. Niemniej jednak front EPki jest ciekawy i niezdradzający zawartości.
Ku pokrzepieniu zespołu stwierdzam, że mimo tego, iż dotychczasowy wokalista wkomponowywał się w kompozycje znajdujące się na ich pierwszym wydawnictwie, to bez większego problemu powinni znaleźć następcę. W głosie, który został zarejestrowany na krążku nie ma nic nadzwyczajnego. Oczywiście za głosem zapewne idzie charyzma, energia i umiejętność prowadzenia zespołu podczas koncertu, niemniej jednak są to techniki i umiejętności łatwiejsze do opanowania niż niepowtarzalna barwa głosu, której w tym przypadku nie dostrzegam, a porównywanie tego wokalu do Kurta Cobaina, o czym gdzieś przeczytałem – jest przesadne. 
Skupiając się na pięciu kompozycjach, bo tyle znajduje się na krążku stwierdzam, że w muzyce Snowblind jest coś ponad gatunki, z którymi się identyfikują. Zespół momentami w sposób progresywny żongluje dźwiękami, niby zwyczajnie, niby nic nowego, ale jest to „coś”, co nie pozwala wyłączyć utworu w trakcie jego trwania. Podoba mi się także to, w jaki sposób muzycy oddają sobie prowadzenie wysuwając poszczególne instrumenty na pierwszy plan. Najbardziej zaborczy jest chyba perkusista, ale to wcale nie przeszkadza. Gitarowe partie rytmiczne czy riffy może nie odkrywają nowych horyzontów, ale są bardzo przyzwoite i gdzieniegdzie uzupełnione zgrabnymi solówkami, całości dopełnia subtelnie podany bas. Wokal… moim zdaniem powoduje monotonię i sprawia, że wszystkie utwory stają się podobne, przykrywając zgrabnie poukładane kompozycje, wyrównując sinusoidę, którą tworzą poszczególne instrumenty.
Faworyt? – Zdecydowanie nr. 1 na krążku, czyli „Devil’s Eye”, w moim odczuciu najbardziej progresywny kawałek a jednocześnie prezentujący umiejętności muzyków, no i wokal nie jest tak inwazyjny. Kolejnym utworem, który świetnie istnieje na krążku to kompozycja zamykająca mini-album „Stand Up”, w której ujęła mnie solówka, może budząca niedosyt, ale za to tworząca coś na wzór kontrapunktu.
Ogólnie… przyzwoite, alternatywne granie na dobrym poziomie. Przyznaję, że czekam na werdykt w sprawie wokalu, i kolejny materiał, bo zespół kryje w sobie ogromne pokłady potencjału. Zachęcam do zapoznania się z całością materiału, który jest dostępny w sieci na Snowblind Official Channel.

Lista utworów:
  1. Devil’s Eye
  2. Never Give Up
  3. Animal
  4. It
  5. Stand Up 

Ocena: 4/5
---


Komentarze