Scorpions

Tak jakoś się złożyło, że przez ostatnie lata strasznie po macoszemu potraktowałem zespół Scorpions. Oczywiście, kilka płyt było, jakieś kasety, ale ciężko było mi się zebrać na skompletowanie całości. W końcówce 2021 roku wziąłem się i mi się udało. Na nośnikach mam wszystkie studyjne albumy, kilka koncertów. Dyskografia jest jeszcze wymieszana, częściowo na płytach CD, częściowo na płytach winylowych i jedna kaseta, ale ogólnie tworzą całość. Brakuje jeszcze najnowszego albumu, ale na ten jeszcze muszę chwilę zaczekać (od czasu, gdy zacząłem pisać ten tekst, album ten się pojawił i zasilił moją kolekcję).

Podsumowując swoją dotychczasową przygodę z rockiem czy metalem wyszło mi, że Scorpions jest takim moim drugim zespołem, który szerzej poznałem po Iron Maiden. Jeżeli chodzi o zakup nośnika, też mi wychodzi cyfra dwa. He he, trochę jak u Miałczyńskiego „nawet gdy byłem pierwszy, to i tak byłem drugi” – na myśli mam tutaj sytuację zakupu kasety (na zdjęciu). Jest to pierwsza kaseta, jaką kupiłem posiadając już magnetofon, natomiast, w ogóle, to druga, ponieważ w swojej kolekcji posiadałem już „The Number Of The Beast” wspomnianych Ironów.

Scorpionsów dobrze pamiętam z przydrożnych targów, które zabezpieczali turyści z byłego związku radzieckiego. Pamiętam okładki sprzedawanych przez nich winyli „In Trance”, „Virgin Killer”(okładka z nagą dziewczyną), „Taken by Force”, „Lovedrive”, „Animal Magnetism”, „Blackout” czy „Love at First Sting”. Były też składanki – dwie części ze skorpionem i kobiecym ciałem w roli głównej. Niemalże wszystkie zawierały opisy cyrylicą. Wówczas nawet nie myślałem o zakupie tych płyt, bo uważałem, że zarówno winyle jak i gramofon to już przeżytek. Kilka lat temu, będąc we Lwowie widziałem te wydania, ale nawet jak na Ukrainę, to ceny były stanowczo zawyżone zważywszy na stan. Może jeszcze kiedyś, któreś z takich wydań ustrzelę, ale nie jest to priorytet. Zresztą w swoim kolekcjonerstwie bardziej przywiązuję uwagę do posiadania konkretnego tytułu, a nie wydania, choć czasami jedno z drugim idzie w parze.

Skorpionsów dobrze pamiętam ze szkolnych dyskotek, gdzie ich ballady królowały jako te utwory, przy których jakakolwiek choreografia była zbędna, wystarczyło stać z dziewczyną w objęciach i od czasu do czasu przenieść ciężar ciała z nogi na nogę. Do dziś uważam, że są „Mistrzami Ballad”, a ich utwory typu „Send Me An Angel”, „Still Loving You”, „Holiday”, „Lady Starlight” czy „Wind Of Change” nie mają sobie równych.

Skorpionsów pamiętam z nagłówków prasy muzycznej. Szczególnie w pamięć zapadła mi informacja o odejściu z zespołu „Francisa Buchholza”. Długo, długo później dotarły nas informacje, że został on wyrzucony.

W latach późniejszych też zawsze był ten zespół, ale bez nadmiernej uwagi z mojej strony. Za czasów frywolnego piractwa, kumpel zgrał na mi na CD koncertówkę „Live Bites 85-95”, która jeszcze działa i pisząc ten tekst gra. W czasach mp3, gdy piractwo rozprzestrzeniało się po świecie szybciej niż covid zgromadziłem całą ówczesną dyskografię i dość często włączałem. Gdy moje kolekcjonerstwo zaczęło się odradzać, jedną z pierwszych płyt zakupionych w biedronce była „Return to Forever”.

Trochę mam teraz żal do siebie, że do tego dopuściłem, że zespół, który w gruncie rzeczy bardzo lubię odpychałem od siebie. Nie wiem, może dałem się zmanierować „wielkim znawcom metalu”, którzy w swoich słownikach mają poblokowane słowa takie jak hard rock, heavy metal czy klasyka gatunku, a wykrztusić z siebie potrafią dwie niezwykle skomplikowane frazy, które zamykają się w trzech słowach „napierdalać” i „Slayer kurwa”, może ponowne moje poszukiwania na „bazarze świeżaków”, którym co prawda niczego nie brakuje (oprócz doświadczenia), ale poświęcając im czas koncentrowałem się na bezskutecznym szukaniu „czegoś nowego”, czegoś co mnie poruszy tak jak kiedyś, a może po prostu nie dojrzałem i (jak już nieraz pisałem) muzyka Scorpionsów mimo ponad 30 lat pobytu w kręgu znanych i lubianych nadal potrzebowała czasu? Jeżeli tak, to na ten zespół czekałem najdłużej.

Pamiętam jeszcze taką sytuację sponad dziesięciu lat, gdy żona zaproponowała mi, że kupi bilety na koncert Scorpionsów. Wówczas skrzywiłem się i odpowiedziałem pytaniem Scorpionsów?
– Przecież lubisz – stwierdziła żona.
– No tak, ale Scorpionsów? Nie ma innych koncertów?
Nigdy mi tego nie powiedziała, ale wydaje mi się, że wyrządziłem jej ogromną przykrość.
O to, też mam do siebie żal, ale czasu nie cofnę. Dlatego w ubiegłym roku, gdy przypomniałem sobie o tej sytuacji postanowiłem ją naprawić. Sprawdziłem termin zbliżającego się koncertu w Krakowie, przegadałem temat z Młodym, kupiłem trzy bilety i oznajmiłem fakt małżonce. Jej reakcja była zdecydowanie bardziej przychylna niżeli moja sprzed lat. Ta sytuacja zmotywowała mnie do skompletowania dyskografii i tak jak wspomniałem na początku – udało się. Od tamtego czasu czuję się trochę jak narwany małolat na jedną kapelę, spoza której nie wygląda. Takiej ekscytacji nie dał mi żaden z nowoodkrytych zespołów czy żadne wznowienie działalności zespołów, które skrzyknęły się po latach, ani żaden album, który po latach miał rzekomo sięgać do korzeni twórczości zespołu. No może i jest jeden taki zespół, który otarł się o swoje korzenie nagrywając współcześnie, ale zachowując stary styl – o tym innym razem.

Podsumowując. Cieszę się, że w końcu odnalazłem coś, co było tak blisko. Rozśmiesza mnie trochę ten fakt, że na stare lata wkręciłem się jak spodnie w łańcuch, ale nie mam zamiaru tego zmieniać. Cieszę się, że dzięki Scorpionsom oczyściłem się z wszechobecnych opinii, na które wcześniej bardziej zwracałem uwagę. Teraz mam to za sobą – żeby nie powiedzieć… w tyle 😉   

A najbardziej cieszę się z faktu, że mimo wszystko, po latach (mam nadzieję) uda mi się zobaczyć ten legendarny zespół na żywo. Zespół, który często był określany mianem „łamiących stereotypy”. Teraz, na własnym przykładzie przekonuję się, że to prawda i nie mam tutaj na myśli tylko ich muzycznych meandrów.

31 marca 2022 r.

Dołącz do patronów na PATRONITE

 

Komentarze