Eternal Deformity „No Way Out”
Nie wiem na ile to zamysł, ale „No Way Out” swoją budową
przypomina strukturę utworu dramatycznego, dlatego też tym, którzy po raz
pierwszy sięgną po ten krążek proponuję rozsiąść się wygodnie w fotelu,
zabezpieczyć w lampkę dobrego wytrawnego wina lub koniaku i delektować się
spektaklem dźwięków… (ale nie przesadzać z koniakiem).
Prologiem i głównym bohaterem są dźwięki zawarte w pierwszym utworze zatytułowanym „I”, w domyśle nasuwa nam się „intro”, które niby delikatnie, a jednak stanowczo wprowadza w klimat całości. To właśnie „I” w swojej stanowczości odcina nam „drogę wyjścia” pojawiając się w domykającym klamrę utworze „Glacier” – epilogu. „Esoteric Manifesto” wyraźnie i mocno podkreśla, z jakim zespołem i muzyką mamy do czynienia; chwyta za gardło i wrzuca w czeluść „Sweet Isolation”, który wręcz hipnotycznie wdziera się do umysłu i nie pozwala mu się uwolnić. W „Reinvented” ponownie pojawia się nasz tajemniczy „I” skrywając się pod nową maską kontroluje przebieg akcji, której zwrot funduje nam „Mothman” delikatna kompozycja, która w całym tym przedstawieniu dźwięków trochę usypia słuchacza, tylko po to by finalnie zmiażdżyć utworem „Mimes, Ghouls and Kings” i definitywnie odciąć wyjście wspomnianym utworem „Glacier”. Mógłbym się jeszcze długo rozpisywać na temat stopniowania napięcia, wyrażania emocji czy konsekwencji artystycznej, ale nie chcę zanudzić tym teatralnym bełkotem ;)
Odrzucając całe to teatralne porównanie słuchając „No Way Out” mamy do czynienia ze świetnie skomponowanym materiałem, który nie pozwala przejść obok siebie obojętnie, z materiałem, który po przesłuchaniu na stałe zadomawia się w głowie i hipnotycznie każe do siebie wracać. Tak jak wspomniałem wcześniej, każdy dźwięk jest tutaj perfekcyjnie dobrany i ulokowany. Zespół bardzo ambitnie i inteligentnie podchodzi do swojej twórczości, co daje fenomenalny efekt końcowy. Staram się nie oceniać okładek, ale w tym przypadku i grafika spójnie łączy się z zawartością.Z pewnością na uwagę zasługują dwa utwory „Reinvented” i „Glacier” nie tylko przez wspomniany fakt, że pojawia się w nich kilka dźwięków, które słyszymy w pierwszym utworze, lecz są to najbardziej rozbudowane kompozycje, które z powodzeniem mogą definiować progresywny metal. Nie lubię wskazywać faworytów, ale gdyby przyłożono mi nóż do gardła, to od razu wskazałbym na te dwa kawałki. Niemniej jednak w przypadku „No Way Out” należy mówić o całości.
Eternal Deformity to zespół, który w sposób bardzo umiejętny żongluje gatunkami muzycznymi z kręgu swoich zainteresowań i inspiracji. Słuchając „No Way Out” fani „black metalu” „melodyjnego death metalu”, „heavy metalu” na pewno się nie zawiodą. Zawiedzeni mogą byś ci wszyscy, którzy przypadkowo chodzą na koncerty i w przerwach krzyczą: „napier*alać!”…, choć w moim odczuciu nie brakuje tutaj i mięsistego, metalowego łojenia. Eternal Deformity na „No Way Out” wymaga czegoś więcej od słuchacza niż tylko słuchania. Do tej płyty należy podejść nieco inaczej, poważniej i posiadać umiejętność słuchania muzyki ze zrozumieniem.
Eternal
Deformity „No Way Out”
- „I”
- „Esoteric Manifesto”
- „Sweet Isolation”
- „Reinvented”
- „Mothman”
- „Mimes, Ghouls and Kings”
- „Glacier”
Ocena: 5/5
Stary Metalowiec
Cudowny zespół, cudowna plyta🤓
OdpowiedzUsuń